SĄD NIEOSTATECZNY
Tym razem bez komentarza.
Nagle wiele się zmieniło. Jak na przykład półmrok oświetlonej nielicznymi latarniami ulicy w jasność nie wiadomo czego, a hałas przejeżdżających po niej samochodów w całkowitą ciszę... tego samego. Czyli tak naprawdę nagle zmieniło się wszystko. To ostatnie, z ulicą, akurat było zrozumiałe — jako że w nie wiadomo gdzie takowej nie było, to i nie mogło być w nim szumu i warkotu przemieszczających się po niej pojazdów. Poza tym oczywiste było, że nic nie było oczywiste, to, że nagle był trzeźwy jak ostatnio rzadko kiedy, no i jeszcze to, że w jasnym miejscu było jasno, cicho i... on jeden.
- Ekch-em — wyprowadziło go z dwóch błędów czyjeś jedno głośne chrząknięcie. Dokładnie takie spoza jego pleców, po których czasami przechodziły mu ciarki, a teraz których jednym bokiem i tym, co poniżej było do niego podczepione, na tym jasnym spoczywał. Przekręciwszy się, wraz z wszystkimi przydatkami na drugi dostrzegł, że wydający odgłosy na tym jasnym sobie stoi, co niezupełnie było wobec niego, Andrzeja, uczciwe! Jednak komuś, kto wyglądał jak wypisz-wymaluj złotowłosy anioł w błękitnych do samego jasnego podłoża szatach, wiele można było wybaczyć, a nawet... o nie poprosić!
- Pan Ładny wybaczy, że go nie zauważyłem — pokajał się zauroczony jego przepięknym uśmiechem Andrzej.
Pan Ładny uśmiechnął się jeszcze promienniej i gestem cudownie wiotkiej dłoni oraz słowami: Nic nie szkodzi, jego przeprosiny zdezaktywował.
- Wiem, że jest pan zdezorientowany — mówił dalej — i z pewnością chciałby się dowiedzieć, gdzie jest i jak się tu znalazł...
Andrzej, właśnie odkrył, że z pewnością by chciał.
- ...a jako że, jak powiadacie, najlepiej nie owijać tego w bawełnę, powiem krótko i dosadnie: Przed chwilą pan zmarł.
Niespodziewana krótka i jednocześnie dosadna wiadomość nie wstrząsnęła Andrzejowym jestestwem, niespodziewana wiadomość wprowadziła je w zdumienie.
- Jakże to.... tak — stęknął zdumiony, wybałuszając oczy niestety nie tak śliczne, jak jego, na pana Ładnego.
Pan Ładny, nie przestając się promiennie uśmiechać, zaczął mu tłumaczyć jak:
- Szedł pan wąskim, oblodzonym chodnikiem, pośliznął się, stracił równowagę i upadł na jezdnię, po której to z naprzeciwka akurat jechała ciężarówka...
Pan Ładny znacząco zawiesił głos, a Andrzej i owszem, pamiętał, że szedł wąskim chodnikiem i pamiętał, że oblodzonym. Ba! Pamiętał nawet, dokąd szedł, czyli skąd wracał, po ilu głębszych i w jakim nastroju... będzie czekała na niego małżonka, ale tej felernej ciężarówki za cholerę nie potrafił sobie przypomnieć!
- Takie wyparcie traumatycznego przeżycia zdarza się bardzo często. Proszę mi wierzyć, coś o tym wiem — podpowiedział mu pan Ładny, podchodząc do niego i pomagając mu wstać. - Pamięć powróci, jak opadną emocje.
- Co znaczy, że jestem...
- ... w miejscu, gdzie dokonuje się wyboru — wszedł mu w słowo pan Ładny — a ja jestem w tym wyborze pomocnikiem.
- Wyboru czego? — nie do końca, czyli w ogóle, zrozumiał Andrzej.
- Następnego życia. Tego, jakie będzie.
Miał wybrać sobie następne życie? Przecież... nawet nie przeżył swojego!
- Właśnie że tak — wyprowadził go z błędu jego pomocnik w wyborze następnego. - Może nie tak, jakby pan chciał, ale zawsze może to pan nadrobić w kolejnym.
- Kolejnym? Czyli że reinkarnacja istnieje?
- Oczywiście. Właśnie o niej mówiłem.
- Oczywiście — powtórzył, uśmiechając się smutno za swoim już przeszłym życiem Andrzej.
Okazywało się, że spieranie się o nią większego sensu nie miało. Aby się co do niej przekonać, wystarczyło poczekać — do śmierci, a jeżeli już o śmierci myślał, to...
- Byłem przekonany, że przyjdzie do mnie we śnie i późną starością.
- To się zdarza — odparł dyplomatycznie pan Ładny Pomocnik.
- A nie tak szast-prast nie wiadomo jak, gdzie i kiedy — dokończył Andrzej.
- To też się zdarza.
- Nawet najlepszym — zdobył się na autoironiczny żart Andrzej. - I co dalej?
- Dalej dokonamy przeglądu pańskiego życia. Wszystkich błędów, jakie pan w nim popełnił i wymyślimy, jak ich uniknąć w kolejnym. Jeśli się uda, to nawet jak w nowym naprawić te ze starego. Na koniec otworzy się świetlny tunel do pańskiego nowego ciała.
Nowe ciało jakoś specjalnie do Andrzeja nie przemawiało, nadal czuł na sobie stare. Swoje.
- A może... byśmy się trochę wstrzymali? Poczekali? Pozwolili mi nieco odsapnąć? — zaproponował. - Będę miał czas sam to sobie na spokojnie przemyśleć.
Pan Ładny niespodziewanie się skrzywił i przez moment był wręcz odrażająco brzydki. Bardzo krótki, ale wystarczająco długi, aby pomóc Andrzejowi zrozumieć, że wcześniej takiego miłego i ładnego tylko udawał. Pewnie tutaj takie sztuczki były możliwe.
- Z moją pomocą wybierze pan korzystniej. W tej materii mam olbrzymie doświadczenie. Odpocznie pan jako niemowlę. Przecież niemowlęta za wiele do roboty nie mają.
- Może i nie — zgodził się Andrzej. - Ale po co ten pośpiech? — zlekceważył jego chęć pomocy. - Przecież co nagle to...
Co nagle to... no właśnie. W głowie Andrzeja zakiełkowało podejrzenie, które błyskawicznie wyrosło w drzewo zrozumienia, z którego z kolei jeszcze szybciej wyrosły owoce prowokacji.
- Właściwie, to nawet nie mam ochoty po raz kolejny się rodzić — skonstatował, chytrze uśmiechając się pod nosem. - To wcale nie jest takie fajne. Lepiej będzie, jak posiedzę sobie tutaj — z ciekawością rozejrzał się po nie wiadomo jak wielkim jasnym.
Ku ubolewaniu Andrzeja pan Ładny sprowokować się nie dał — tym razem pozostał ładnym i gładkim jak wąż.
- Tutaj niczego nie ma, tutaj niczego się pan nie nauczy — jął tłumaczyć mu to zupełnie jak małemu dziecku, którym Andrzej przecież od dawna nie był.
- Pan tutaj jest — zauważył, według niego całkiem trafnie. - Mogę się uczyć od pana.
Pan Ładny jego ripostę przemilczał, a Andrzej nawet wiedział dlaczego.
- Ale przecież pan się uczy od tych, którzy do niego po śmierci trafiają — wskazał na niego oskarżycielsko palcem.
Pan nadal ładny nadal milczał, na Andrzeja zaś nie wiadomo skąd spłynęła ogromna wiedza i siła. Moc, mająca wszystkie moce pod sobą i dodatkowo moc rozplątywania języków.
- Bo to pan tak to wszystko sobie urządził — zaśmiał się ze szczęścia, jakie mu ta siła wiedzy dawała. - Ten nasz grajdołek, a w nim górę i dół i prawicę i lewicę, które wszystkie i tak są jednym, panu podległym. To pan ustala reguły, a podstawową regułą jest ta, że stosując się do pozostałych reguł, nie da się go opuścić. Zawsze zrobimy coś złego, co w następnym życiu trzeba będzie naprawić. W tym następnym życiu, w którym znowu spieprzymy coś tak bardzo, że trzeba to będzie naprawiać w kolejnym i w kolejnym i tak dalej i bez końca. Sprytnie pan to sobie wymyślił... ale też nie do końca. Zamyśliło się panu udawać stwórcę swojej małej, wydzielonej z całego stworzenia bańki, do której nas podstępnie zwabił, jednak prawdziwy Stwórca j e s t swoim stworzeniem dlatego je doświadcza. Pan zaś swoim jedynie manipuluje i zdobywa o nim wiedzę, żeby móc manipulować nim lepiej. Wie pan o nim wszystko, ale niczego nie doświadcza i tak naprawdę niczego się nie uczy, bo powtarzanie w kółko tego samego, choćby i na wiele sposobów nadal jest niczego niewnoszącym powtarzaniem tego samego. Jedyne co się panu udało, to stworzenie marnej imitacji rzeczywistości, której jest takim samym więźniem jak my w niej uwięzieni. Doprawdy — pogratulować sukcesu.
Andrzej chyba trafił go w czuły punkt, co do czego pewności nie miał jedynie dlatego, że pan Ładny niczego po sobie nie pokazał.
- Zła wiadomość dla pana jest taka, że, jak już pan zauważył, stąd nie ma wyjścia — stwierdził jedynie beznamiętnie.
- Ależ ja nic takiego nie powiedziałem — wzruszył ramionami Andrzej. - Powiedziałem jedynie, jak pan to wymyślił i dla mnie właśnie jest to coś wymyślonego. Nieprawdziwego. Gra, a z każdej gry jest wyjście.
- Mianowicie jakie, skoro to j a ustalam reguły gry? — zakpił pan Ładny.
- Mianowicie takie... że można przestać grać — odparł Andrzej.
Zaraz po jego słowach naprzeciw niego otworzył się złocisty portal do światów Źródła, do którego Andrzej natychmiast wskoczył. Poza matriks.
- Następny mądrala — splunął za nim pan Ładny. - Cholerni Polacy! Jeszcze kilku takich i wszystko zacznie się sypać. Taki piękny system!
Jesień 2022
Nagle wiele się zmieniło. Jak na przykład półmrok oświetlonej nielicznymi latarniami ulicy w jasność nie wiadomo czego, a hałas przejeżdżających po niej samochodów w całkowitą ciszę... tego samego. Czyli tak naprawdę nagle zmieniło się wszystko. To ostatnie, z ulicą, akurat było zrozumiałe — jako że w nie wiadomo gdzie takowej nie było, to i nie mogło być w nim szumu i warkotu przemieszczających się po niej pojazdów. Poza tym oczywiste było, że nic nie było oczywiste, to, że nagle był trzeźwy jak ostatnio rzadko kiedy, no i jeszcze to, że w jasnym miejscu było jasno, cicho i... on jeden.
- Ekch-em — wyprowadziło go z dwóch błędów czyjeś jedno głośne chrząknięcie. Dokładnie takie spoza jego pleców, po których czasami przechodziły mu ciarki, a teraz których jednym bokiem i tym, co poniżej było do niego podczepione, na tym jasnym spoczywał. Przekręciwszy się, wraz z wszystkimi przydatkami na drugi dostrzegł, że wydający odgłosy na tym jasnym sobie stoi, co niezupełnie było wobec niego, Andrzeja, uczciwe! Jednak komuś, kto wyglądał jak wypisz-wymaluj złotowłosy anioł w błękitnych do samego jasnego podłoża szatach, wiele można było wybaczyć, a nawet... o nie poprosić!
- Pan Ładny wybaczy, że go nie zauważyłem — pokajał się zauroczony jego przepięknym uśmiechem Andrzej.
Pan Ładny uśmiechnął się jeszcze promienniej i gestem cudownie wiotkiej dłoni oraz słowami: Nic nie szkodzi, jego przeprosiny zdezaktywował.
- Wiem, że jest pan zdezorientowany — mówił dalej — i z pewnością chciałby się dowiedzieć, gdzie jest i jak się tu znalazł...
Andrzej, właśnie odkrył, że z pewnością by chciał.
- ...a jako że, jak powiadacie, najlepiej nie owijać tego w bawełnę, powiem krótko i dosadnie: Przed chwilą pan zmarł.
Niespodziewana krótka i jednocześnie dosadna wiadomość nie wstrząsnęła Andrzejowym jestestwem, niespodziewana wiadomość wprowadziła je w zdumienie.
- Jakże to.... tak — stęknął zdumiony, wybałuszając oczy niestety nie tak śliczne, jak jego, na pana Ładnego.
Pan Ładny, nie przestając się promiennie uśmiechać, zaczął mu tłumaczyć jak:
- Szedł pan wąskim, oblodzonym chodnikiem, pośliznął się, stracił równowagę i upadł na jezdnię, po której to z naprzeciwka akurat jechała ciężarówka...
Pan Ładny znacząco zawiesił głos, a Andrzej i owszem, pamiętał, że szedł wąskim chodnikiem i pamiętał, że oblodzonym. Ba! Pamiętał nawet, dokąd szedł, czyli skąd wracał, po ilu głębszych i w jakim nastroju... będzie czekała na niego małżonka, ale tej felernej ciężarówki za cholerę nie potrafił sobie przypomnieć!
- Takie wyparcie traumatycznego przeżycia zdarza się bardzo często. Proszę mi wierzyć, coś o tym wiem — podpowiedział mu pan Ładny, podchodząc do niego i pomagając mu wstać. - Pamięć powróci, jak opadną emocje.
- Co znaczy, że jestem...
- ... w miejscu, gdzie dokonuje się wyboru — wszedł mu w słowo pan Ładny — a ja jestem w tym wyborze pomocnikiem.
- Wyboru czego? — nie do końca, czyli w ogóle, zrozumiał Andrzej.
- Następnego życia. Tego, jakie będzie.
Miał wybrać sobie następne życie? Przecież... nawet nie przeżył swojego!
- Właśnie że tak — wyprowadził go z błędu jego pomocnik w wyborze następnego. - Może nie tak, jakby pan chciał, ale zawsze może to pan nadrobić w kolejnym.
- Kolejnym? Czyli że reinkarnacja istnieje?
- Oczywiście. Właśnie o niej mówiłem.
- Oczywiście — powtórzył, uśmiechając się smutno za swoim już przeszłym życiem Andrzej.
Okazywało się, że spieranie się o nią większego sensu nie miało. Aby się co do niej przekonać, wystarczyło poczekać — do śmierci, a jeżeli już o śmierci myślał, to...
- Byłem przekonany, że przyjdzie do mnie we śnie i późną starością.
- To się zdarza — odparł dyplomatycznie pan Ładny Pomocnik.
- A nie tak szast-prast nie wiadomo jak, gdzie i kiedy — dokończył Andrzej.
- To też się zdarza.
- Nawet najlepszym — zdobył się na autoironiczny żart Andrzej. - I co dalej?
- Dalej dokonamy przeglądu pańskiego życia. Wszystkich błędów, jakie pan w nim popełnił i wymyślimy, jak ich uniknąć w kolejnym. Jeśli się uda, to nawet jak w nowym naprawić te ze starego. Na koniec otworzy się świetlny tunel do pańskiego nowego ciała.
Nowe ciało jakoś specjalnie do Andrzeja nie przemawiało, nadal czuł na sobie stare. Swoje.
- A może... byśmy się trochę wstrzymali? Poczekali? Pozwolili mi nieco odsapnąć? — zaproponował. - Będę miał czas sam to sobie na spokojnie przemyśleć.
Pan Ładny niespodziewanie się skrzywił i przez moment był wręcz odrażająco brzydki. Bardzo krótki, ale wystarczająco długi, aby pomóc Andrzejowi zrozumieć, że wcześniej takiego miłego i ładnego tylko udawał. Pewnie tutaj takie sztuczki były możliwe.
- Z moją pomocą wybierze pan korzystniej. W tej materii mam olbrzymie doświadczenie. Odpocznie pan jako niemowlę. Przecież niemowlęta za wiele do roboty nie mają.
- Może i nie — zgodził się Andrzej. - Ale po co ten pośpiech? — zlekceważył jego chęć pomocy. - Przecież co nagle to...
Co nagle to... no właśnie. W głowie Andrzeja zakiełkowało podejrzenie, które błyskawicznie wyrosło w drzewo zrozumienia, z którego z kolei jeszcze szybciej wyrosły owoce prowokacji.
- Właściwie, to nawet nie mam ochoty po raz kolejny się rodzić — skonstatował, chytrze uśmiechając się pod nosem. - To wcale nie jest takie fajne. Lepiej będzie, jak posiedzę sobie tutaj — z ciekawością rozejrzał się po nie wiadomo jak wielkim jasnym.
Ku ubolewaniu Andrzeja pan Ładny sprowokować się nie dał — tym razem pozostał ładnym i gładkim jak wąż.
- Tutaj niczego nie ma, tutaj niczego się pan nie nauczy — jął tłumaczyć mu to zupełnie jak małemu dziecku, którym Andrzej przecież od dawna nie był.
- Pan tutaj jest — zauważył, według niego całkiem trafnie. - Mogę się uczyć od pana.
Pan Ładny jego ripostę przemilczał, a Andrzej nawet wiedział dlaczego.
- Ale przecież pan się uczy od tych, którzy do niego po śmierci trafiają — wskazał na niego oskarżycielsko palcem.
Pan nadal ładny nadal milczał, na Andrzeja zaś nie wiadomo skąd spłynęła ogromna wiedza i siła. Moc, mająca wszystkie moce pod sobą i dodatkowo moc rozplątywania języków.
- Bo to pan tak to wszystko sobie urządził — zaśmiał się ze szczęścia, jakie mu ta siła wiedzy dawała. - Ten nasz grajdołek, a w nim górę i dół i prawicę i lewicę, które wszystkie i tak są jednym, panu podległym. To pan ustala reguły, a podstawową regułą jest ta, że stosując się do pozostałych reguł, nie da się go opuścić. Zawsze zrobimy coś złego, co w następnym życiu trzeba będzie naprawić. W tym następnym życiu, w którym znowu spieprzymy coś tak bardzo, że trzeba to będzie naprawiać w kolejnym i w kolejnym i tak dalej i bez końca. Sprytnie pan to sobie wymyślił... ale też nie do końca. Zamyśliło się panu udawać stwórcę swojej małej, wydzielonej z całego stworzenia bańki, do której nas podstępnie zwabił, jednak prawdziwy Stwórca j e s t swoim stworzeniem dlatego je doświadcza. Pan zaś swoim jedynie manipuluje i zdobywa o nim wiedzę, żeby móc manipulować nim lepiej. Wie pan o nim wszystko, ale niczego nie doświadcza i tak naprawdę niczego się nie uczy, bo powtarzanie w kółko tego samego, choćby i na wiele sposobów nadal jest niczego niewnoszącym powtarzaniem tego samego. Jedyne co się panu udało, to stworzenie marnej imitacji rzeczywistości, której jest takim samym więźniem jak my w niej uwięzieni. Doprawdy — pogratulować sukcesu.
Andrzej chyba trafił go w czuły punkt, co do czego pewności nie miał jedynie dlatego, że pan Ładny niczego po sobie nie pokazał.
- Zła wiadomość dla pana jest taka, że, jak już pan zauważył, stąd nie ma wyjścia — stwierdził jedynie beznamiętnie.
- Ależ ja nic takiego nie powiedziałem — wzruszył ramionami Andrzej. - Powiedziałem jedynie, jak pan to wymyślił i dla mnie właśnie jest to coś wymyślonego. Nieprawdziwego. Gra, a z każdej gry jest wyjście.
- Mianowicie jakie, skoro to j a ustalam reguły gry? — zakpił pan Ładny.
- Mianowicie takie... że można przestać grać — odparł Andrzej.
Zaraz po jego słowach naprzeciw niego otworzył się złocisty portal do światów Źródła, do którego Andrzej natychmiast wskoczył. Poza matriks.
- Następny mądrala — splunął za nim pan Ładny. - Cholerni Polacy! Jeszcze kilku takich i wszystko zacznie się sypać. Taki piękny system!
Jesień 2022
Rzecznik