MY
Nowa Era jest erą szóstej rasy. Wasze przeznaczenie polega na przygotowaniu się do niej, powitanie jej i życie zgodnie z jej zasadami. Szósta rasa narodzi się wokół idei braterstwa. Nie będzie już konfliktów wynikających z partykularnych interesów — aspiracje każdego będą w zgodzie z Prawem Miłości. Szósta rasa będzie rasą Miłości. Dla niej zostanie utworzony nowy kontynent. Wyłoni się on na Pacyfiku tak, że Najwyższy będzie mógł wreszcie ustanowić swoje miejsce na naszej planecie.
Założycieli tej nowej cywilizacji nazywamy: Braćmi Ludzkości i Dziećmi Miłości. Będą oni niezachwiani w sprawie dobra i będą reprezentowali nowy rodzaj człowieka. Ludzie będą tworzyli rodzinę niczym duże ciało i każdy człowiek będzie w tym ciele reprezentantem jakiegoś organu. W tej nowej rasie Miłość będzie się manifestowała w tak doskonały sposób, że dzisiejsi ludzie mogą mieć o tym tylko bardzo mgliste pojęcie.
Petyr Dynow (1864-1944)
Wszechświat jest splątany. Choć tak po prawdzie, pewności co do tego, czy to określenie oznacza to, co chciałbym, żeby oznaczało, nie mam — po prostu bardzo mi się ono podoba. W każdym razie mam na myśli to, że we wszechświecie wszystko jest ze sobą połączone i przez to jedno na drugie wpływa. Nie zawsze jest to oczywiste, ale... może przejdę do sedna. Otóż mając już w myślach niemal całe poniższe opowiadanie, zasiadłem sobie... właściwie nieistotne gdzie, ważniejsze jest z czym: styczniowym (2022) numerem Nieznanego Świata. Na jego trzeciej stronie redaktor naczelna, pani Anna Ostrzycka-Rymuszko popełniła artykuł, który zatytułowała: Człowiek Ekonomiczny. W mojej opinii uzupełniał on to, co zamyśliłem napisać. Polecam go Waszej uwadze, także pozostałe artykuły i miesięcznik Nieznany Świat jako taki. Tym, którzy już go znają, naturalnie polecać go nie muszę.
I nie, tytułu opowiadania nie zapożyczyłem z powieści Eugeniusza Zamiatina, zapożyczyłem go od Nas.
Wyczuwała, że się zbliżają. Nie słyszała, bo na to byli za daleko, lecz właśnie wyczuwała ich swoimi subtelnymi zmysłami ponad tymi harmonijnymi, niemalże jednostajnymi, przynależącymi do świata przyrody emocjami. Ich były typową dla uchodźców twardą mieszanką niepewności, lęku, nadziei i ulgi i wszystkie one szły wprost na polanę, na której stała, tak że nic poza czekaniem robić nie musiała. Mogła spokojnie wygrzewać się na wiosennym słonku, słuchając szumu liści i skrzypienia konarów starych drzew, które wokół niej poruszał ten sam wiatr, który smagał i unosił kosmyki jej sięgających połowy pleców jasnych, niemal białych włosów.
- Witajcie, na imię mam Anna — przywitała po angielsku zaskoczoną jej obecnością dzisiejszą, złożoną z kilkunastu dorosłych kobiet i mężczyzn oraz kilkorga dzieci grupę. Tak było najczęściej — w trudną drogę zazwyczaj wybierali się młodzi i silni, często całymi rodzinami. - W jakim języku chcecie rozmawiać?
Grupa przystanęła w cieniu pomiędzy drzewami i w milczeniu oraz niepewności oswajała się ze stojącą w świetle młodą, szczupłą, błękitnooką blondynką w zwiewnej białej sukience. Nie bez przyczyny to jej powierzono to zadanie: oprócz chęci oraz psychicznych i umysłowych predyspozycji miała również fizyczne — prezentowała się niegroźnie, wręcz kojąco. Po najwyżej minucie obserwacji oblicza obserwatorów rozpogadzały się, a na ich ustach pojawiały się zaczątki uśmiechów. Trzymane na rękach przez mamy lub siostry najmłodsze dzieci na powrót stawiano na ziemi, cała grupa podchodziła bliżej i otaczała ją półkręgiem, po czym przed szereg występował najsilniejszy mężczyzna. Tak było zazwyczaj, tak było i dziś — dzisiejszy przywódca miał około czterdziestki, ponad dwa metry wzrostu i, co było ewenementem, gładko wygolone policzki.
- Ben — przedstawił się, podając jej rękę, którą mocno uścisnęła. Na jego twarzy pojawił się wyraz zaskoczenia — nie spodziewał się, że tak krucha kobieta będzie dysponowała taką siłą, co nie przeszkodziło mu dokończyć po angielsku:
- Przyszliśmy z Belgii. W domu mówiliśmy po niderlandzku*, ale możemy także rozmawiać po angielsku, niemiecku i francusku. Po niemiecku i francusku trochę gorzej — zakończył z uśmiechem zażenowania.
Anna nie miała najmniejszych problemów w porozumiewaniu się w którymkolwiek z wymienionych przez Bena języków. Większość uchodźców przybywała z terenów Niemiec, Francji, Belgii i Niderlandów, a ona solidnie się na ich powitanie przygotowała.
- Przejdźmy, proszę, dalej — gestem i słowem zaprosiła ich po niderlandzku na słoneczną polanę. - W ciepłych promieniach słońca będzie nam się przyjemniej rozmawiać.
Ona postąpiła dalej, przywódca za nią, a reszta wraz z całym skromnym dobytkiem i dziećmi na rękach za nim. Po chwili, wzdychając z ulgą, ponownie postawili lub posadzili je na ziemi i rozsiedli się, wyprostowując nogi, po raz drugi odgradzając ją półkręgiem od lasu. Anna przysiadła na kolanach naprzeciw nich.
- Wiem, że jesteście zmęczeni, głodni i spragnieni i mam dla was dobrą wiadomość — tam, kilometr stąd na wschód — wskazała na las za sobą — jest przygotowane dla was miejsce, mała osada drewnianych domów, gdzie będziecie mogli odpocząć i nabrać sił.
- Czy to jest ośrodek dla azylantów? — zaniepokoił się Ben. - Czy pani jest jego dyrektorem?
Zapewne miał złe z takimi skojarzenia, a być może, że nawet doświadczenia.
- Jeśli już, to azyl — sprostowała Anna. - W znaczeniu: schronienie. W zasadzie można by ją nazwać sanatorium, miejscem rekonwalescencji i nie — nie jestem jego dyrektorem. Ja jedynie wskazuję do niego drogę, a ono takich nie ma — wy sami będziecie sobie zarządcami. Wszystko, czego będziecie potrzebowali na nowy początek, już tam na was czeka, łącznie z pożywieniem, ubraniami, nasionami i narzędziami do uprawy ziemi, bo sezon akurat jest do tego odpowiedni. Dostarczymy wam oczywiście także tego, co najważniejsze — wiedzy, jednakże zaczniemy od pomocy waszym ciałom w powrocie do pełni zdrowia poprzez usunięcie z nich wszelkich trucizn starej cywilizacji. Dopiero po tym będziecie mogli stać się w pełni sobą, a jak już po jakimś czasie zaaklimatyzujecie się i okrzepniecie, okaże się... jakie społeczeństwo stworzyliście. Czy takie, u którego podstaw jest dbanie o i szanowanie drugiego człowieka? Bo tylko takie będzie zdolne koegzystować z wyznającym taką pierwotną zasadę większym. Jeżeli tak, to droga do niego otworzy się przed wami sama. Wasze dary umiejętności, zdolności i wiedzy, gdziekolwiek uznacie, że będą one potrzebne, zostaną chętnie przyjęte. W zamian wspólnota obdaruje was obfitością. Szanując prawa natury i ludzkie wspólnie wytwarzamy dobra, z których następnie wspólnie korzystamy. Każdy dokłada się tyle, ile potrafi i bierze tylko tyle, ile potrzebuje. Okazało się, że człowiek ma o wiele mniejsze materialne potrzeby, niż stary system nam to wmawiał i odwrotnie do tego — o wiele większą potrzebę wiedzy i dzielenia się nią z innymi. Zaoszczędzony na niekończącej się pogoni za materialnym szczęściem czas wykorzystaliśmy na przywrócenie utraconej równowagi naszego naturalnego środowiska oraz rozwój osobisty: zdolności i umiejętności, co przełożyło się na rozwój nauki, sztuki i filozofii, a to z kolei stworzyło olbrzymią nadwyżkę energii i pomysłów, dzięki której mogliśmy zrealizować takie projekty, jak na przykład ten — wyświetliła im hologram skrzącego się w promieniach zachodzącego słońca jednego z kryształowych miast-ogrodów.
Wszyscy przybywali do nich z pewnymi założeniami, oczekiwaniem lepszej przyszłości, w końcu jakaś podsycana pogłoskami wizja te półtora tysiąca kilometrów ich tutaj pchała, jednak na nie nie byli przygotowani — wszyscy zareagowali pełnymi zachwytu westchnięciami.
- Jak wam się udało stworzyć coś tak pięknego? — wyszeptał Ben.
- To proste — nie tworzymy poprzez zniszczenie. Tworzymy poprzez miłość — odparła Anna. - To wyraz naszej miłości do świata, siebie nawzajem i Stwórcy.
- My też będziemy mogli w takim zamieszkać? — zapytała rudowłosa dziewczyna.
- Oczywiście — uśmiechnęła się do niej Anna. - Nie tylko zamieszkać, ale i stworzyć własne. Tak piękne, jak jesteście sami.
- A Wyspa? Macie z nią kontakt — zapytała inna młoda kobieta.
Wyspą nazywali nowy kontynent, który niedawno wyłonił się na Pacyfiku. Wielu przeniosło się na niego tworzyć Nowe Życie i pytali o niego wszyscy przybysze. Zamiast odpowiadać, Anna także się na niego na chwilę przeniosła — zabrała z niego dużą muszlę, którą podarował kilkuletniej dziewczynce, mówiąc:
- To z niej. Jeżeli zechcecie, wy także będziecie mogli na nią się przenieść. Nawet na dłużej niż ja teraz — mrugnęła żartobliwie do jej mamy.
Nie tylko dziecko zrobiło na to wielkie oczy — także Ben i wszyscy pozostali byli pełni podziwu.
- Teleportacja! Do tej pory takie coś widzieliśmy jedynie w filmach! — wykrzyknął. - Co za wspaniała technologia!
- Trochę skraca czas podróży — uśmiechnęła się przekornie pod nosem Anna. - Poza tym, to raczej sięgnięcie po niewykorzystywane możliwości umysłu, ale za pomocą urządzeń można uzyskać taki sam efekt.
Wielu zaświeciło się do tego, co uznali za cud, oczy, a w oczach Bena pojawiło się kolejne pytanie.
- Wiem, że wielu z naszych stron tutaj wywędrowało, ale dlaczego nikt nie powrócił? Skoro mogliby błyskawicznie — wyraził je na głos. - Tylko dlatego, że jest im tutaj lepiej, zapomnieli o swoich bliskich?
Jego wypowiedź była skażona odrobiną żalu — podobnie jak wszystkich jego poprzedników, którzy zapytali o to samo.
- Nie zapomnieli — zaprzeczyła. - Wkrótce, jak już wystarczająco napełnią się wiedzą i nabędą odpowiednią ilość doświadczeń, powrócą. Jak latarnicy nieść Światło w mrok. Niektórzy z was także to zrobią, jednak teraz... witajcie w zależnie od waszego przyszłego wyboru, tymczasowym lub nowym domu. Witajcie w Polsce.
Nadal zima 2022 roku.
* Niderlandzki jest obok niemieckiego i francuskiego urzędowym językiem Belgii. Flamandzki jest jednym z jego dialektów.
Założycieli tej nowej cywilizacji nazywamy: Braćmi Ludzkości i Dziećmi Miłości. Będą oni niezachwiani w sprawie dobra i będą reprezentowali nowy rodzaj człowieka. Ludzie będą tworzyli rodzinę niczym duże ciało i każdy człowiek będzie w tym ciele reprezentantem jakiegoś organu. W tej nowej rasie Miłość będzie się manifestowała w tak doskonały sposób, że dzisiejsi ludzie mogą mieć o tym tylko bardzo mgliste pojęcie.
Petyr Dynow (1864-1944)
Wszechświat jest splątany. Choć tak po prawdzie, pewności co do tego, czy to określenie oznacza to, co chciałbym, żeby oznaczało, nie mam — po prostu bardzo mi się ono podoba. W każdym razie mam na myśli to, że we wszechświecie wszystko jest ze sobą połączone i przez to jedno na drugie wpływa. Nie zawsze jest to oczywiste, ale... może przejdę do sedna. Otóż mając już w myślach niemal całe poniższe opowiadanie, zasiadłem sobie... właściwie nieistotne gdzie, ważniejsze jest z czym: styczniowym (2022) numerem Nieznanego Świata. Na jego trzeciej stronie redaktor naczelna, pani Anna Ostrzycka-Rymuszko popełniła artykuł, który zatytułowała: Człowiek Ekonomiczny. W mojej opinii uzupełniał on to, co zamyśliłem napisać. Polecam go Waszej uwadze, także pozostałe artykuły i miesięcznik Nieznany Świat jako taki. Tym, którzy już go znają, naturalnie polecać go nie muszę.
I nie, tytułu opowiadania nie zapożyczyłem z powieści Eugeniusza Zamiatina, zapożyczyłem go od Nas.
Wyczuwała, że się zbliżają. Nie słyszała, bo na to byli za daleko, lecz właśnie wyczuwała ich swoimi subtelnymi zmysłami ponad tymi harmonijnymi, niemalże jednostajnymi, przynależącymi do świata przyrody emocjami. Ich były typową dla uchodźców twardą mieszanką niepewności, lęku, nadziei i ulgi i wszystkie one szły wprost na polanę, na której stała, tak że nic poza czekaniem robić nie musiała. Mogła spokojnie wygrzewać się na wiosennym słonku, słuchając szumu liści i skrzypienia konarów starych drzew, które wokół niej poruszał ten sam wiatr, który smagał i unosił kosmyki jej sięgających połowy pleców jasnych, niemal białych włosów.
- Witajcie, na imię mam Anna — przywitała po angielsku zaskoczoną jej obecnością dzisiejszą, złożoną z kilkunastu dorosłych kobiet i mężczyzn oraz kilkorga dzieci grupę. Tak było najczęściej — w trudną drogę zazwyczaj wybierali się młodzi i silni, często całymi rodzinami. - W jakim języku chcecie rozmawiać?
Grupa przystanęła w cieniu pomiędzy drzewami i w milczeniu oraz niepewności oswajała się ze stojącą w świetle młodą, szczupłą, błękitnooką blondynką w zwiewnej białej sukience. Nie bez przyczyny to jej powierzono to zadanie: oprócz chęci oraz psychicznych i umysłowych predyspozycji miała również fizyczne — prezentowała się niegroźnie, wręcz kojąco. Po najwyżej minucie obserwacji oblicza obserwatorów rozpogadzały się, a na ich ustach pojawiały się zaczątki uśmiechów. Trzymane na rękach przez mamy lub siostry najmłodsze dzieci na powrót stawiano na ziemi, cała grupa podchodziła bliżej i otaczała ją półkręgiem, po czym przed szereg występował najsilniejszy mężczyzna. Tak było zazwyczaj, tak było i dziś — dzisiejszy przywódca miał około czterdziestki, ponad dwa metry wzrostu i, co było ewenementem, gładko wygolone policzki.
- Ben — przedstawił się, podając jej rękę, którą mocno uścisnęła. Na jego twarzy pojawił się wyraz zaskoczenia — nie spodziewał się, że tak krucha kobieta będzie dysponowała taką siłą, co nie przeszkodziło mu dokończyć po angielsku:
- Przyszliśmy z Belgii. W domu mówiliśmy po niderlandzku*, ale możemy także rozmawiać po angielsku, niemiecku i francusku. Po niemiecku i francusku trochę gorzej — zakończył z uśmiechem zażenowania.
Anna nie miała najmniejszych problemów w porozumiewaniu się w którymkolwiek z wymienionych przez Bena języków. Większość uchodźców przybywała z terenów Niemiec, Francji, Belgii i Niderlandów, a ona solidnie się na ich powitanie przygotowała.
- Przejdźmy, proszę, dalej — gestem i słowem zaprosiła ich po niderlandzku na słoneczną polanę. - W ciepłych promieniach słońca będzie nam się przyjemniej rozmawiać.
Ona postąpiła dalej, przywódca za nią, a reszta wraz z całym skromnym dobytkiem i dziećmi na rękach za nim. Po chwili, wzdychając z ulgą, ponownie postawili lub posadzili je na ziemi i rozsiedli się, wyprostowując nogi, po raz drugi odgradzając ją półkręgiem od lasu. Anna przysiadła na kolanach naprzeciw nich.
- Wiem, że jesteście zmęczeni, głodni i spragnieni i mam dla was dobrą wiadomość — tam, kilometr stąd na wschód — wskazała na las za sobą — jest przygotowane dla was miejsce, mała osada drewnianych domów, gdzie będziecie mogli odpocząć i nabrać sił.
- Czy to jest ośrodek dla azylantów? — zaniepokoił się Ben. - Czy pani jest jego dyrektorem?
Zapewne miał złe z takimi skojarzenia, a być może, że nawet doświadczenia.
- Jeśli już, to azyl — sprostowała Anna. - W znaczeniu: schronienie. W zasadzie można by ją nazwać sanatorium, miejscem rekonwalescencji i nie — nie jestem jego dyrektorem. Ja jedynie wskazuję do niego drogę, a ono takich nie ma — wy sami będziecie sobie zarządcami. Wszystko, czego będziecie potrzebowali na nowy początek, już tam na was czeka, łącznie z pożywieniem, ubraniami, nasionami i narzędziami do uprawy ziemi, bo sezon akurat jest do tego odpowiedni. Dostarczymy wam oczywiście także tego, co najważniejsze — wiedzy, jednakże zaczniemy od pomocy waszym ciałom w powrocie do pełni zdrowia poprzez usunięcie z nich wszelkich trucizn starej cywilizacji. Dopiero po tym będziecie mogli stać się w pełni sobą, a jak już po jakimś czasie zaaklimatyzujecie się i okrzepniecie, okaże się... jakie społeczeństwo stworzyliście. Czy takie, u którego podstaw jest dbanie o i szanowanie drugiego człowieka? Bo tylko takie będzie zdolne koegzystować z wyznającym taką pierwotną zasadę większym. Jeżeli tak, to droga do niego otworzy się przed wami sama. Wasze dary umiejętności, zdolności i wiedzy, gdziekolwiek uznacie, że będą one potrzebne, zostaną chętnie przyjęte. W zamian wspólnota obdaruje was obfitością. Szanując prawa natury i ludzkie wspólnie wytwarzamy dobra, z których następnie wspólnie korzystamy. Każdy dokłada się tyle, ile potrafi i bierze tylko tyle, ile potrzebuje. Okazało się, że człowiek ma o wiele mniejsze materialne potrzeby, niż stary system nam to wmawiał i odwrotnie do tego — o wiele większą potrzebę wiedzy i dzielenia się nią z innymi. Zaoszczędzony na niekończącej się pogoni za materialnym szczęściem czas wykorzystaliśmy na przywrócenie utraconej równowagi naszego naturalnego środowiska oraz rozwój osobisty: zdolności i umiejętności, co przełożyło się na rozwój nauki, sztuki i filozofii, a to z kolei stworzyło olbrzymią nadwyżkę energii i pomysłów, dzięki której mogliśmy zrealizować takie projekty, jak na przykład ten — wyświetliła im hologram skrzącego się w promieniach zachodzącego słońca jednego z kryształowych miast-ogrodów.
Wszyscy przybywali do nich z pewnymi założeniami, oczekiwaniem lepszej przyszłości, w końcu jakaś podsycana pogłoskami wizja te półtora tysiąca kilometrów ich tutaj pchała, jednak na nie nie byli przygotowani — wszyscy zareagowali pełnymi zachwytu westchnięciami.
- Jak wam się udało stworzyć coś tak pięknego? — wyszeptał Ben.
- To proste — nie tworzymy poprzez zniszczenie. Tworzymy poprzez miłość — odparła Anna. - To wyraz naszej miłości do świata, siebie nawzajem i Stwórcy.
- My też będziemy mogli w takim zamieszkać? — zapytała rudowłosa dziewczyna.
- Oczywiście — uśmiechnęła się do niej Anna. - Nie tylko zamieszkać, ale i stworzyć własne. Tak piękne, jak jesteście sami.
- A Wyspa? Macie z nią kontakt — zapytała inna młoda kobieta.
Wyspą nazywali nowy kontynent, który niedawno wyłonił się na Pacyfiku. Wielu przeniosło się na niego tworzyć Nowe Życie i pytali o niego wszyscy przybysze. Zamiast odpowiadać, Anna także się na niego na chwilę przeniosła — zabrała z niego dużą muszlę, którą podarował kilkuletniej dziewczynce, mówiąc:
- To z niej. Jeżeli zechcecie, wy także będziecie mogli na nią się przenieść. Nawet na dłużej niż ja teraz — mrugnęła żartobliwie do jej mamy.
Nie tylko dziecko zrobiło na to wielkie oczy — także Ben i wszyscy pozostali byli pełni podziwu.
- Teleportacja! Do tej pory takie coś widzieliśmy jedynie w filmach! — wykrzyknął. - Co za wspaniała technologia!
- Trochę skraca czas podróży — uśmiechnęła się przekornie pod nosem Anna. - Poza tym, to raczej sięgnięcie po niewykorzystywane możliwości umysłu, ale za pomocą urządzeń można uzyskać taki sam efekt.
Wielu zaświeciło się do tego, co uznali za cud, oczy, a w oczach Bena pojawiło się kolejne pytanie.
- Wiem, że wielu z naszych stron tutaj wywędrowało, ale dlaczego nikt nie powrócił? Skoro mogliby błyskawicznie — wyraził je na głos. - Tylko dlatego, że jest im tutaj lepiej, zapomnieli o swoich bliskich?
Jego wypowiedź była skażona odrobiną żalu — podobnie jak wszystkich jego poprzedników, którzy zapytali o to samo.
- Nie zapomnieli — zaprzeczyła. - Wkrótce, jak już wystarczająco napełnią się wiedzą i nabędą odpowiednią ilość doświadczeń, powrócą. Jak latarnicy nieść Światło w mrok. Niektórzy z was także to zrobią, jednak teraz... witajcie w zależnie od waszego przyszłego wyboru, tymczasowym lub nowym domu. Witajcie w Polsce.
Nadal zima 2022 roku.
* Niderlandzki jest obok niemieckiego i francuskiego urzędowym językiem Belgii. Flamandzki jest jednym z jego dialektów.
Na początku było Słowo