O TYM, JAK FIRMA DPD OCALIŁA PRZYSZŁOŚĆ
Poniższe opowiadanie jest pokłosiem mojej ponad tygodniowej i nadal niezakończonej przygody z firmą DPD.
Serdecznie jej dziękuję za inspirację.
Uzupełnienie z dnia powszedniego dzisiejszego, to jest 18 marca:
Doprawdy nie wiem, czy to ja zmotywowałem ich moim zainspirowanym ich twórczością opowiadaniem, czy też zrobili to sami z siebie (taaa...), ale... PO DZIESIĘCIU DNIACH OD ZLECENIA PRZESYŁKA ZOSTAŁA ODE MNIE ODEBRANA!
Środek lasu, ciemno. Dokładny czas i miejsce akcji — utajnione.
- Włodziu, nadałeś przesyłkę? — zagadnął nerwowo ćmiący papierosa mężczyzna.
Jego wygląd, wzrost, cechy charakterystyczne, imię i nazwisko oraz marka ćmionych papierosów, ze względów na nie wiadomo co i nie wiadomo kogo, również zostały utajnione.
- Tylko bez nazwisk! — syknął jak nadepnięty dziki wąż... cóż, jak już się wydało, to chyba można napisać, że Włodziu?
Jednak jego pozostałe dane, także ze względu na niewiadomocoikogo, również zostały utajnione. Łącznie z nazwą marki jego ulubionych papierosów oraz informacją, od którego roku życia je palił.
- Te drzewa mogą być nafaszerowane mikrofonami — przestrzegł drugiego mężczyznę, dziobiąc palcem ciemność, jakby chciał w niej zrobić otwory i w nie kolejne powtykać, ewentualnie powytykać stare.
To, czy byli kolegami, naturalnie także zostało utajnione.
- A Komponent A przekazałem godnej zaufania i niewprowadzonej w akcję osobie.
- Czy to aby rozsądne? — zapytał i puścił kółko dymu nadal nerwowo ćmiący papierosa mężczyzna.
- To naprawdę bardzo solidny i uczciwy człowiek — zapewnił go chwilowo niepalący Włodziu. - Ty też go znasz.
Palacz z namysłem poskrobał się po głowie. Solidny i uczciwy? Takich znał tylko kilku.
- Czy to... — pokazał rękoma wielki brzuch i długą brodę.
Jako że na głos, od wcześniej (z jedną przerwą na małą wpadkę) do odwołania, nie mógł wymawiać niczyich nazwisk, wsparł się pantomimą.
Drugi mężczyzna zaprzeczył i... może już ich zostawmy. Gdyby tylko któryś z nich pomyślał, że informacje, miast wyrysowywać łapskami w powietrzu, lepiej jest zapisywać na karteluszkach, które po przeczytaniu można spalić lub zjeść, z dogadaniem się nie zeszłoby się im do rana. Tego samego, którego w innym tajnym miejscu, inny nieznany mężczyzna miał wkrótce wyruszyć z paczką o nieznanej mu zawartości do słabo znanego mu miejsca.
I bez wątpienia, jak na solidnego i uczciwego człowieka przystało, by wkrótce wyruszył... gdyby na dziesięć minut przed wkrótce, schodząc do piwnicy po ziemniaki, nie potknął się na drugim od góry krzywym stopniu, nie upadł i nie złamał sobie nogi. Tak że wyruszył, ale w karetce do szpitala, a jak wrócił, na obiad zrobił pomidorową.
Po obiedzie zadzwonił do znanej mu osoby, powiadomić ją, że na podobieństwo jego nogi, sytuacja nieco się połamała. Bez wątpienia, gdyby tylko wiedział, że jego znajomy w tak zwanym międzyczasie został utajniony tak bardzo, że nie tylko nie wiedział, dokąd go przemieszczono, ale nawet tego, kim jest i jak posługiwać się ludzką mową, darowałby sobie głuchy telefon i od razu wypisał przez internet zlecenie odebrania, a następnie przesłania paczki do odbiorcy firmie kurierskiej. Wybrał tę o nazwie DPD, bo jej oferta była o złotówkę tańszą od konkurencji.
Według jej emaliowych zapewnień kurier Przemysław miał ją od niego odebrać nazajutrz, tak między 9 a 17. Solidnemu i uczciwemu człowiekowi takie zapewnienie w zupełności wystarczyło, a czasowe ramy, jako że domostwa przez jakiś czas postanowił nie opuszczać — odpowiadały. Niestety i ku jego bezbrzeżnemu zdumieniu — kurier się nie objawił. Właściwie, to podobno był u niego po paczkę w samo południe... plus dwadzieścia minut i ileś tam sekund, jednak ze względu na to, że paczka, która od nie wiadomo jak dawna była gotowa, dla kuriera okazała się gotową nie być — odebrać jej nie mógł. Przynajmniej tyle wyczytał na stronie śledzenia przesyłek firmy DPD. Nazajutrz doczytał, że kurier jednak ją od niego odebrał — na całe dziesięć sekund przed północą. Pan Solidny poczuł się cokolwiek zdezorientowany, czytając to i jednocześnie na nią spoglądając. Po krótkiej chwili dezorientacja ustąpiła potrzebie zaapelowania do firmy o jej tym razem rzeczywisty odbiór, co za skutkowało tym, że przez kolejne trzy dni przeżywał déjà vu. Z czwartego na piąty, w przypływie desperacji zaczaił się nawet za lodówką... aby przydybać przychodzącego do niego na dziesięć sekund przed północą kuriera Przemysława na gorącym uczynku po raz piąty odbierania od niego tej samej permanentnie nieodebranej przesyłki.
Zasadzka zakończyła się... kolejną wizytą w szpitalu. Pan Solidny, zamiast złapać nocnego gościa, od opierania się o lodówkę złapał zapalenie płuc, a że w szpitalu było, jak było, czyli jak jest nadal, na dzień przed wypisem bonusowo złapał pociąg w jedną stronę do lepszego świata. Dobrze, że nie kursowały do niego busy, bo wtedy dotarłby tam gdzieś w okolicach Sądu Ostatecznego.
Tymczasem samotna i nieodebrana paczka kurzyła się na półce jego dawnego regału w największym pokoju jego dawnego mieszkania... do czasu kiedy to przyjechała jego dawna siostra zrobić nowe porządki i beztrosko wyniosła ją, żeby kurzyła się w piwnicy. Po kilku latach, w ramach segregowania odpadów trafiła do lasu, w którym nawet nie zdążyła porosnąć mchem — zaraz zainteresował się nią lis i zaciągnął ją do swojej nory. Niesamowicie bardzo na krótko potem, jak to lis, odwalił kitę. Lata i zimy przemijały, mrozy i skwary wyskakiwały, susze i powodzie się pojawiały, a ona i on leżeli obok siebie i się rozkładali — przy czym lis o wiele szybciej. Tak że, jak po kilku tysiącleciach odnaleźli ją psychoarcheologowie, w odróżnieniu od lisa — nadal była w jednym kawałku, a jej pełna historia, jaką dzięki swoim psionicznym zdolnościom zdołali ustalić, wprawiła ich w zdumienie.
Otóż Komponent A, o którym wspomniał był Włodziu, okazywał się kluczowym i jednocześnie ostatnim elementem ładunku wybuchowego, który miał utorować drogę na skróty do jego podziemnego pana pewnemu utajnionemu politykowi z utajnionego kraju i jednocześnie przyszłemu ojcu kobiety, której pomysłu działo miało w drobny mak rozwalić asteroidę, która to samo chciała zrobić z Ziemią.
Dla odkrywców nieznanego do tego momentu, co prawda zupełnie tego nieświadomego i z przypadku, lecz jednak bohatera, wszystko to było oczywiście starożytną historią, której gdyby nie on, nie byłoby komu poznawać. Właśnie dlatego postanowili go uczcić, stawiając mu pomnik, a jako że nikt niestety nie potrafił ustalić jego wyglądu, na cokole stanęła olbrzymia męska postać bez twarzy podpisana samymi wielkimi, pogrubionymi literami:
MITYCZNEMU PRZEMYSŁAWOWI, O KTÓRYM WIELU SŁYSZAŁO, LECZ NIEWIELU BYŁO DANE GO UJRZEĆ ORAZ JEGO PRACODAWCY, FIRMIE DPD, KTÓRZY WSPÓLNIE URATOWALI ŚWIAT.
WDZIĘCZNI MY Z ICH PRZYSZŁOŚCI.
Po odsłonięciu pomnika wdzięczni oni z naszej przyszłości ich zwyczajem złożyli pod nim kotlety jagnięce i rodzynki w czekoladzie, po czym... zrobiło się w cholerę zimno i rozeszli się do domów na gorącą herbatkę i dziesięć miliardów dwieście pięćdziesiąty ósmy odcinek Mody na sukces.
Prawie że wiosna 2022
Serdecznie jej dziękuję za inspirację.
Uzupełnienie z dnia powszedniego dzisiejszego, to jest 18 marca:
Doprawdy nie wiem, czy to ja zmotywowałem ich moim zainspirowanym ich twórczością opowiadaniem, czy też zrobili to sami z siebie (taaa...), ale... PO DZIESIĘCIU DNIACH OD ZLECENIA PRZESYŁKA ZOSTAŁA ODE MNIE ODEBRANA!
Środek lasu, ciemno. Dokładny czas i miejsce akcji — utajnione.
- Włodziu, nadałeś przesyłkę? — zagadnął nerwowo ćmiący papierosa mężczyzna.
Jego wygląd, wzrost, cechy charakterystyczne, imię i nazwisko oraz marka ćmionych papierosów, ze względów na nie wiadomo co i nie wiadomo kogo, również zostały utajnione.
- Tylko bez nazwisk! — syknął jak nadepnięty dziki wąż... cóż, jak już się wydało, to chyba można napisać, że Włodziu?
Jednak jego pozostałe dane, także ze względu na niewiadomocoikogo, również zostały utajnione. Łącznie z nazwą marki jego ulubionych papierosów oraz informacją, od którego roku życia je palił.
- Te drzewa mogą być nafaszerowane mikrofonami — przestrzegł drugiego mężczyznę, dziobiąc palcem ciemność, jakby chciał w niej zrobić otwory i w nie kolejne powtykać, ewentualnie powytykać stare.
To, czy byli kolegami, naturalnie także zostało utajnione.
- A Komponent A przekazałem godnej zaufania i niewprowadzonej w akcję osobie.
- Czy to aby rozsądne? — zapytał i puścił kółko dymu nadal nerwowo ćmiący papierosa mężczyzna.
- To naprawdę bardzo solidny i uczciwy człowiek — zapewnił go chwilowo niepalący Włodziu. - Ty też go znasz.
Palacz z namysłem poskrobał się po głowie. Solidny i uczciwy? Takich znał tylko kilku.
- Czy to... — pokazał rękoma wielki brzuch i długą brodę.
Jako że na głos, od wcześniej (z jedną przerwą na małą wpadkę) do odwołania, nie mógł wymawiać niczyich nazwisk, wsparł się pantomimą.
Drugi mężczyzna zaprzeczył i... może już ich zostawmy. Gdyby tylko któryś z nich pomyślał, że informacje, miast wyrysowywać łapskami w powietrzu, lepiej jest zapisywać na karteluszkach, które po przeczytaniu można spalić lub zjeść, z dogadaniem się nie zeszłoby się im do rana. Tego samego, którego w innym tajnym miejscu, inny nieznany mężczyzna miał wkrótce wyruszyć z paczką o nieznanej mu zawartości do słabo znanego mu miejsca.
I bez wątpienia, jak na solidnego i uczciwego człowieka przystało, by wkrótce wyruszył... gdyby na dziesięć minut przed wkrótce, schodząc do piwnicy po ziemniaki, nie potknął się na drugim od góry krzywym stopniu, nie upadł i nie złamał sobie nogi. Tak że wyruszył, ale w karetce do szpitala, a jak wrócił, na obiad zrobił pomidorową.
Po obiedzie zadzwonił do znanej mu osoby, powiadomić ją, że na podobieństwo jego nogi, sytuacja nieco się połamała. Bez wątpienia, gdyby tylko wiedział, że jego znajomy w tak zwanym międzyczasie został utajniony tak bardzo, że nie tylko nie wiedział, dokąd go przemieszczono, ale nawet tego, kim jest i jak posługiwać się ludzką mową, darowałby sobie głuchy telefon i od razu wypisał przez internet zlecenie odebrania, a następnie przesłania paczki do odbiorcy firmie kurierskiej. Wybrał tę o nazwie DPD, bo jej oferta była o złotówkę tańszą od konkurencji.
Według jej emaliowych zapewnień kurier Przemysław miał ją od niego odebrać nazajutrz, tak między 9 a 17. Solidnemu i uczciwemu człowiekowi takie zapewnienie w zupełności wystarczyło, a czasowe ramy, jako że domostwa przez jakiś czas postanowił nie opuszczać — odpowiadały. Niestety i ku jego bezbrzeżnemu zdumieniu — kurier się nie objawił. Właściwie, to podobno był u niego po paczkę w samo południe... plus dwadzieścia minut i ileś tam sekund, jednak ze względu na to, że paczka, która od nie wiadomo jak dawna była gotowa, dla kuriera okazała się gotową nie być — odebrać jej nie mógł. Przynajmniej tyle wyczytał na stronie śledzenia przesyłek firmy DPD. Nazajutrz doczytał, że kurier jednak ją od niego odebrał — na całe dziesięć sekund przed północą. Pan Solidny poczuł się cokolwiek zdezorientowany, czytając to i jednocześnie na nią spoglądając. Po krótkiej chwili dezorientacja ustąpiła potrzebie zaapelowania do firmy o jej tym razem rzeczywisty odbiór, co za skutkowało tym, że przez kolejne trzy dni przeżywał déjà vu. Z czwartego na piąty, w przypływie desperacji zaczaił się nawet za lodówką... aby przydybać przychodzącego do niego na dziesięć sekund przed północą kuriera Przemysława na gorącym uczynku po raz piąty odbierania od niego tej samej permanentnie nieodebranej przesyłki.
Zasadzka zakończyła się... kolejną wizytą w szpitalu. Pan Solidny, zamiast złapać nocnego gościa, od opierania się o lodówkę złapał zapalenie płuc, a że w szpitalu było, jak było, czyli jak jest nadal, na dzień przed wypisem bonusowo złapał pociąg w jedną stronę do lepszego świata. Dobrze, że nie kursowały do niego busy, bo wtedy dotarłby tam gdzieś w okolicach Sądu Ostatecznego.
Tymczasem samotna i nieodebrana paczka kurzyła się na półce jego dawnego regału w największym pokoju jego dawnego mieszkania... do czasu kiedy to przyjechała jego dawna siostra zrobić nowe porządki i beztrosko wyniosła ją, żeby kurzyła się w piwnicy. Po kilku latach, w ramach segregowania odpadów trafiła do lasu, w którym nawet nie zdążyła porosnąć mchem — zaraz zainteresował się nią lis i zaciągnął ją do swojej nory. Niesamowicie bardzo na krótko potem, jak to lis, odwalił kitę. Lata i zimy przemijały, mrozy i skwary wyskakiwały, susze i powodzie się pojawiały, a ona i on leżeli obok siebie i się rozkładali — przy czym lis o wiele szybciej. Tak że, jak po kilku tysiącleciach odnaleźli ją psychoarcheologowie, w odróżnieniu od lisa — nadal była w jednym kawałku, a jej pełna historia, jaką dzięki swoim psionicznym zdolnościom zdołali ustalić, wprawiła ich w zdumienie.
Otóż Komponent A, o którym wspomniał był Włodziu, okazywał się kluczowym i jednocześnie ostatnim elementem ładunku wybuchowego, który miał utorować drogę na skróty do jego podziemnego pana pewnemu utajnionemu politykowi z utajnionego kraju i jednocześnie przyszłemu ojcu kobiety, której pomysłu działo miało w drobny mak rozwalić asteroidę, która to samo chciała zrobić z Ziemią.
Dla odkrywców nieznanego do tego momentu, co prawda zupełnie tego nieświadomego i z przypadku, lecz jednak bohatera, wszystko to było oczywiście starożytną historią, której gdyby nie on, nie byłoby komu poznawać. Właśnie dlatego postanowili go uczcić, stawiając mu pomnik, a jako że nikt niestety nie potrafił ustalić jego wyglądu, na cokole stanęła olbrzymia męska postać bez twarzy podpisana samymi wielkimi, pogrubionymi literami:
MITYCZNEMU PRZEMYSŁAWOWI, O KTÓRYM WIELU SŁYSZAŁO, LECZ NIEWIELU BYŁO DANE GO UJRZEĆ ORAZ JEGO PRACODAWCY, FIRMIE DPD, KTÓRZY WSPÓLNIE URATOWALI ŚWIAT.
WDZIĘCZNI MY Z ICH PRZYSZŁOŚCI.
Po odsłonięciu pomnika wdzięczni oni z naszej przyszłości ich zwyczajem złożyli pod nim kotlety jagnięce i rodzynki w czekoladzie, po czym... zrobiło się w cholerę zimno i rozeszli się do domów na gorącą herbatkę i dziesięć miliardów dwieście pięćdziesiąty ósmy odcinek Mody na sukces.
Prawie że wiosna 2022
Sąd Nieostateczny